Dzisiejszy post
chcialabym zaczac w dosc nietypowy sposob, a mianowicie pragne
opowiedziec wam w skrocie o tym jak to sie stalo, ze podjelam decyzje
o tej podrozy. Juz jako mala dziewczynka na samo brzmienie jezyka
hiszpanskiego reagowalam duzym zainteresowaniem. Jego melodia, rytm i
miekkosc przypominaly mi piekny utwor muzyczny, w ktory moglabym
wsluchiwac sie w nieskonczonosc. W tym czasie uczylam sie rowniez gry
na pianinie i spiewu w szkole muzycznej, a jezyki obce byly dla mnie
jedna z form jaka utworzyc moze sekwencja najlepiej dobranych
dzwiekow...Sluchalam muzyki artystow latynoamerykanskich, ktorzy w
Polsce byli tajemnica, ogladalam hiszpanskojezyczne filmy i marzylam
o podrozy na kontynent, ktory nie wiedziec czemu, nieustannie mnie
wzywal.
Pozniejsze
podroze do Wloch sprawily, ze jako kierunek studiow wybralam
filologie wloska. Do tej pory jest to dla mnie jeden z
najpiekniejszych jezykow na swiecie. Mimo to z hiszpanskim mialam
nieustanny kontakt ze wzgledu na moj owczesny zwiazek z chlopcem z
Argentyny, ktory wprowadzil mnie w magiczny klimat swojego kraju,
jego historii, obyczajow i muzyki. Razem z nim odbylam rowniez krotka
podroz do jego kraju, ktora na zawsze pozostanie w mojej pamieci jaka
pierwsze spotkanie z ziemia, ktora jest mi tak bliska...Po pobycie w
Rzymie, gdzie studiowalam tlumaczenia, postanowilam wrocic do Polski
i rozpoczac studia latynoamerykanskie w CESLA na UW. Okazaly sie one
nie tylko sposobnoscia do poglebienia wiedzy i znajomosci jezyka
hiszpanskiego, ale i wspaniala przygoda! Zaczelo rodzic sie we mnie
marzenie o odbyciu wielkiej podrozy, ktore podsycaly takie filmy jak
Dzienniki Motocyklowe, 1492. Wyprawa do raju i Misja. Ktoregos dnia
ponad dwa lata temu postanowilam zrobi mape marzen i umiescilam na
niej mape Ameryki Łacinskiej oraz zdjecie mezczyzny pod
wodospadem..Rok pozniej poznalam tego mezczyzne i dzis podrozujemy
razem po kontynencie, ktory zaskakuje nas zapierajacymi dech w
piersiach krajobrazami niczym z avatara, poznajemy ciekawych ludzi,
ktorzy codziennie ucza nas czegos o swiecie i nas samych oraz
realizujemy pomysly przyblizajace nas codziennie do tego, co
chcielibysmy uczynic sensem naszego zycia. Uczymy sie czerpac radosc
z kazdej drobnej rzeczy, czy to podziwiajac zachod slonca, czy tez
probujac nowych smakow, jak chociazby naszych ulubionych w tej chwili
kolumbijskich lodow kokosowych z dodatkiem arequipe :) Podroz ta jest
dla nas czyms wiecej niz zwyklym kolekcjonowaniem wrazen i
wpisywaniem na liste coraz to nowych niezwyklych miejsc. To przede
wszystkim wyprawa wglab siebie, szansa na spojrzenie na zycie z
perspektywy duchowej i wykorzystanie zdobytej wiedzy do swiadomej
kreacji rzeczywistosci. Gdzies w kazdym z nas ukryte jest dziecko,
ktore pragnie wciaz na nowo odkrywac swiat, dziwic sie wszystkiemu i
spelniac marzenia, tak po prostu! Musimy tylko pozwolic mu przemowic
i wspierac w dzialaniu, bez wzgledu na to, co sadza inni i co uznaje
sie za powszechnie przyjeta norme w spoleczenstwie. Byc moze wowczas
zdamy sobie sprawe z tego, ze podazanie za glosem serca jest jedyna
odpowiednia recepta na zycie :)
Podczas
podrozy jako mochileros, co tlumaczac doslownie z
hiszpanskiego oznacza “plecakowcy”, lub jak lubimy siebie
nawzajem okreslac, caracoles,
a wiec slimaki, niejednokrotnie musimy poddac sie biegowi wydarzen I
zmierzyc z wszelkimi niewygodami, takimi jak cuchnace wilgocia pokoje
hotelowe, obecnosc nieproszonych gosci w lozku (co powiecie na
skorpiona wedrujacego po waszej rece?), noc spedzona na jezdzie
autobusem, w ktorym mozna zamarznac z powodu dzialajacej na full
klimatyzacji lub przemierzanie kilka kilometrow z ciezkim plecakiem
na plecach, probujac bezskutecznie zlapac okazje. Zdarzaja sie jednak
dni kiedy nasze zmaltretowane cialo wola desperacko o ratunek, a
przesycony nadmiarem doznan umysl szuka sposobu, by wymknac sie
tylnymi drzwiami i ukryc przed swiatem na chocby minutke. Wtedy
takie miejsca jak dom naszego przyjaciela Benjamina, ktorego Ivan
poznal podczas swojej przygody w Jordanii, wydaja sie upragnionym
rajem...I to nie tylko ze wzgledu na mozliwosc odpoczynku i
energetycznego podladowania naszego ducha, ale rowniez obecnosc
ludzi, ktorzy swoja czuloscia, cieplem zrozumieniem sprawiaja, ze
czujemy sie jak u siebie. Czym bowiem jest dom jesli nie bezpieczna
przystania, w ktorej dzielac sie tym, co mamy z innymi, mozemy
odpoczac wspolnie od chaosu zewnetrznego swiata. To wlasnie
odnalezlismy w Tuxtla Gutierrez w meksykanskim stanie Chiapas
oddalonym tysiace kilometrow od naszych ojczystych stron. Dla mnie
to najpiekniejsze, czego mozna doswiadczyc podczas podrozy jak ta.
Wspolne obiady kazdego popoludnia, zabawa ze zwierzakami domownikow i
przepelnione serdecznoscia rozmowy na zawsze pozostana w mojej
pamieci jako dowod piekna ludzkiego serca.
Nasz nowy dom w Tuxtla Gutierrez i cudowna meksykanska rodzina
Garbusek i jego kierowca zabrali nas do miejsc, o ktorych nawet nam sie nie snilo...
Benjamin
stal sie zatem naszym nowym przewodnikiem na okres kolejnych kilku
dni, ktore zamierzalismy spedzic w Chiapas. Jego garbusek zabral nas
do miejsc, o ktorych nawet nam sie snilo, a ktore zaskakiwaly nas
swoja autentycznoscia, tajemnica, artyzmem przyrody i miejscowej
ludnosci. Nasza przejazdzke po klejnotach tego stanu chcialabym
rozpoczac od wizyty w Kanionie Sumidero tak jak zrobil to z nami
Benjamin. W pelni go rozumiem... Kanion zrobil na nas olbrzymie
wrazenie! Olbrzym, ktorego skarpy siegaly wysokosci nawet 1000 m kryl
w sobie szereg skarbow..cudowne formacje skalne, zaslony utkane z
delikatnych struzek wody spadajacej niczym w zwolnioym tempie ze
skalnych polek oraz dzika flore i faune tej czesci Meksyku.. Temu
wszystkiemu postanowilismy przyjrzec sie poczatkowo z wysoka.
Benjamin udal sie z nami na punkt widokowy, z ktorego moglismy
podziwiac namalowany przez nature pejzaz. Majestatyczny kanion zdawal
sie nas zapraszac do swych czelusci. To, co czekalo nas na dole
przekroczylo nasze najsmielsze oczekiwania...
Kanion Sumidero. Widok z gory
Po
zajeciu miejsca w lodce wraz z 20 innymi osobami w Chiapa de Corzo,
miejscowosci, ktora pozniej moglismy nieco blizej poznac, ruszylismy
utworzona przez kanion wodna sciezka...Przed nami rozposcierala sie
zdumiewajaca panorama olbrzyma, ktory wchlanial nas stopniowo.
Poczulismy sie tacy malency, mknac pod scianami skalnymi tego cudu
natury. Lodz plynela z duza predkosci, a wiatr rozwiewal nasze wlosy
i potegowal tworzace sie w nas napiecie...
Wkraczajac do wrot kanionu Sumidero
Jeszcze
przed znalezieniem sie pomiedzy dwoma scianami kanionu naszym oczom
ukazalo sie grzejace sie na sloncu cielsko korkodyla. Podjechalismy
troche blizej...niebezpiecznie blizej...Zdawalo sie, ze ktos polozyl
go tam specjalnie! Krokodyl nie ruszal sie. Nie widzielismy nawet,
aby oddychal. Tylko tam trwal jak kamien. Sami ocencie, czy wyglada
na prawdziwego :)
Wpatrujacy sie w nas, ale zupelnie nieruchomy krokodylek
Kanion
powoli obejmowal nasza lodz...Juz widzielismy jego otwarte ramiona z
obu stron. Wszyscy zamarlismy na swoich miejscach. Czulismy sie tak,
jakbysmy odkrywali nowy swiat, ktory od dawna czekal na spotkanie z
nami! Byc moze nie jest to jedyny tego typu kanion na swiecie, ale
byl to nasz pierwszy w zyciu egzemplarz, ktory zdumiewal nas nie
tylko rozmiarami, ale i egzotyka i wariacjami skalnymi przyrody.
Wkraczamy w czelusci kanionu...
Magia kanionu
Jednym
z najmniej oczekiwanych odkryc byl wyrzezbiony przez skaly konik
morski, ktory wtapial sie kolorytem w tlo tworzone przez sciany
kanionu..Nie na tyle jednak aby bystre oko nie moglo wypatrzyc jego
obecnosci :)
Skalny konik morski
To,
co kanion zachowal jednak na deser dla nowo przybylych sprawilo, ze
na chwile czas sie dla nas zatrzymal, a wewnatrz poczulismy nieznana
do tej pory podczas podrozy blogosc...Przed nami ukazal sie cudowny
spektakl utworzony przez rosnacy na skalach mech, kropelki wody i
formacje scian kanionu o fantazyjnych ksztaltach. Tworzyly wspolnie
efekt magicznej krainy, ktora znamy tylko z fantastycznych opowiesci.
Nie zdziwilibysmy sie, gdyby wokol swiatecznego drzewka pojawila sie
nagle gromadka elfow!
Choinka utworzona z mchu i formacji skalnych
Cudowny efekt spadajacej wody i pokrytych mchem polek skalnych...
...Magia
ta jednak nie trwala dlugo. Juz wkrotce zderzylismy sie ponownie ze
smutna rzeczywistoscia naszej planety, ktora choc tak czarujaca,
hojna i pelna milosci wzgledem ludzi, otrzymuje w zamian wdziecznosc
w formie plastikowych butelek, zatyczek, opakowan i innego rodzaju
smieci. Nie dotyczy to oczywiscie tylko Meksyku. Wspominam tu o tym,
poniewaz to pierwszy etap naszej podrozy po Ameryce Lacinskiej, a
niedbalosc i brak wspolczucia dla matki natury po prostu kluje w
oczy. Wystarczy porownac zdjecia, ktore tu zamieszczam. Co o tym
sadzicie?
Druga twarz Meksyku i natury czlowieka w ogole...
Ostatnio
po przeczytaniu jednej ksiazki wpadl mi do glowy pomysl, abysmy
wszyscy codziennie o tej samej godzinie przed pojsciem do pracy, na
uczelnie lub rozpoczeciem innej rutynowej czynnosci dnia codziennego
pomodlili sie razem wspolnie o dobro naszej planety i przebudzenie
rodzaju ludzkiego, ktory nieswiadomie niszczy ja i rani. To przeciez
zywy organizm, tak jak my, ktory odczuwa bol. Kazdy z nas moglby
zaczac od siebie...od zmiany sposobu zycia. Wtedy nie tylko wplynalby
na poprawe stanu Ziemi, ale sam rozpoczalby doswiadczanie
rzeczywistosci na innej plaszczyznie jako jednostka pelna wewnetrznej
mocy zdolna do osiagniecia wszystkiego, co sobie zamierzy. Czy
jestesmy w stanie zrobic to dla nas samych?
Wzniesmy
toast za zmiany, ktore juz powoli dokonuja sie w roznych czesciach
swiata kubkiem michelada
przygotowanej przez miejscowych mieszkancow Chiapas na
lodzi-restauracji stacjonujacej w kanionie.
Nie ma to jak kubeczek michelady wsrod wod kanionu :)
Nasza
podroz po kanionie dobiegla konca, ale dzien wciaz obiecywal nowe
atrakcje. Po wyjsciu z lodzi i rozprostowaniu kosci postanowilismy
oddac sie wedrowce po Chiapa de Corzo, ktore dzieki zblizajacemu sie
swietu obdarzylo nas koncertem zaskakujacyh dekoracji i smakolykow.
Mielismy okazje sprobowac wspanialych quesadillas de nopal
(nopal to kaktus, ale taki bez
igielek oczywiscie) oraz smacznego i bardzo odzywczego napoju
sporzadzonego na bazie kukurydzy i kakao, czyli pozol de
cacao.
Udekorowane Chapa de Corzo
Pozol de cacao
Benjamin
sprawil, ze nasz pierwszy dzien w nowym miejscu zamienil sie w
bajkowa wyprawe po cudownych dzielach przyrody. Pokazal nam dwie
rozne twarze Meksyku..Te, z ktora mozemy zapoznac sie przegladajac
zdjecia kolorowych przewodnikow oraz te, ktora wygodniej byloby
przemilczec.. Byl to jednak dopiero poczatek! Rytualy potomkow Majow
w pewnym kosciolku w San Juan de Chamula oraz znajdujace sie tuz obok
zaskakujace hippiesowskich stylem miasteczko to tylko niektore z
odkryc dwoch slimaczkow przemierzajacych zakamarki Meksyku. Zapraszam
goraco :)
No hay comentarios:
Publicar un comentario